Był to rozmiar bodajże 44, dlatego bojowym zadaniem było zwężenie sukienki. Dramat, istny dramat. Nawet nie chodzi tutaj o materiał, a o współpracę z Babcią. Podszewka, cekiny i moja zieloność w temacie krawiectwa. Cekinom mówię zdecydowane NIE. Ostatecznie sukienka przyjęła dość dobrą formę i będzie się dobrze sprawdzać na imprezach. A tak wygląda po:
Mam nadzieję, że Ania się nie obrazi, że ją tutaj umieściłam,
ale takich nóg nikt by się nie powstydził.
Poluzowałam ramiączka, ponieważ w pierwotnej wersji były dziwnie wysoko.
Szycie po cekinach jest niesamowicie niewygodne.
W dodatku to był już ostatni etap po walce ze zwężaniem i podszewką czyli 'byleby to skończyć'.
Druga sukienka została kupiona w ciucholandzie. Ciemnofioletowa w ciepłym odcieniu i z milutkiego materiału. Sięgała mi do łydek, ale w związku z tym, że moja gruszkowa figura źle znosi przylegające do ciała materiały, postanowiłam skrócić sukienkę na mini. Żadna filozofia. I wygląda to tak:
Wisior od Magdy idealnie pasował do tej sukienki.
Ewentualnie zostanę tap madl ;)
Mam nadzieję, że tanecznie spędzacie ostatki! :D
Po wyjeździe do miasta Misia Uszatka mam już odgapiarski pomysł na cudowną sukienkę. Muszę tylko znaleźć odpowiedni materiał. A następny post już wkrótce :)
Jak zwykle biżuterią zajęły się dziewczyny z

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz